środa, 15 lipca 2015

rozdział ósmy


    - Dobrze wiem, że nie o papiery chodzi, możesz mi łaskawie powiedzieć, co knujesz Natanielu? - spytałam podejrzliwie, gdy moje starte tenisówki lekko poślizgnęły się na napastowanej podłodze parterowego korytarza. Ciepła dłoń gospodarza ostrożnie naciskała na mój prawy nadgarstek, upewniając go czy aby nie zbierało mi się na ucieczkę. Nie powiem, to było naprawdę dziwne, lecz póki nie zamierzał mnie zgwałcić w jakimiś składziku na miotły to nie miałam co protestować.
- Nie chcę o tym mówić publicznie, bo przypuszczam, że byś się zezłościła, czego oczywiście nie chcę. - odrzekł miękkim tonem, wciąż szeroko uśmiechnięty. Przełknęłam głośno ślinę. Na dźwięk jego słów, w mojej głowie pojawiła się masa pytań, które zignorowałam jednak, rozumiejąc, że póki nie dojdziemy do wyznaczonego nam celu, nie otrzymam żadnej odpowiedzi.
- Dziękuje, chyba. - mruknęłam tylko, po czym odwracając wzrok dałam zaciągnąć się w o wiele lepszej kondycji chłopakowi, aż do wysokich, granatowych drzwi z plastikową plakietką nominującą je pokojem gospodarzy. Kiedy nareszcie stanęliśmy zdziwiona zauważyłam, że brakuje mi tchu. Sapiąc oparłam dłonie na kolanach i powiodłam wzrokiem za blondynem wyjmującym klucz z tylnej kieszeni materiałowych spodni. Również miał ciężki oddech, ale w porównaniu do mnie jego usta były uroczo wygięte w uśmiechu, a włosy roztrzepane na wszystkie strony. Zasłoniłam buzie dłonią, by ukryć chichot.
     - Z czego się tak śmiejesz? Jestem zabawny? - zaczął się mnie dopytywać, choć jego głos bardzo nieudolnie ukrywał rozbawienie. Szczęśliwy wsunął klucz w zamek, przekręcił go, po czym kładąc rękę na klamce otworzył drzwi popychając je ramieniem. Skrzydło odchyliło się z przeciągłym skrzypieniem, od którego przeszedł mnie dreszcz. Gdy nareszcie rytm mojego serca się uspokoił, westchnęłam i wyprostowałam się.
- Powiedziałabym bardziej uroczy niż zabawny. - palnęłam bez zastanowienia. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, po czym gwałtownie się zarumienił ukazując głębokie zażenowanie. "Jaki słodki!" Krzyknęła moja wewnętrzna bogini. Ja za to zawstydziłam się lekko. Przeklinając własną głupotę błyskawicznie ruszyłam do wnętrza pomieszczenia, chcąc przerwać hipnotyzujący kontakt wzrokowy który powstał między nami. Oboje byliśmy czerwoni jak piwonie, ale to Nataniel w nerwowym geście zaczął się masować po karku, a nim zamknął za sobą drzwi,  jeszcze raz zerknął na mnie zarumieniony.
- No to? Co chcesz mi powiedzieć? - spytałam stanowczo, choć ton mi się łamał. Na szczęście z mijającymi sekundami koloryt moich policzków wracał do normy i gdy odsunęłam jedno z krzeseł obok podłużnego biurka należącego wyłącznie do blondyna, wyglądałam już w pełni spokojnie i normalnie.
    Kiedy oboje zasiedliśmy na drewnianych siedziskach, irytującą ciszę przerywały tylko nasze głębokie oddechy oraz równe tykanie, wiszącego nieopodal mojej głowy zegara.
- Wiesz, Debro... - Nataniel w zamyśleniu zaczął jeździć palcem po śliskiej powierzchni meblu na którym ułożył łokcie. 
- Tak? - powiedziałam, chociaż moja cierpliwość zaczynała powoli napinać się jak struna. Co on chcę mi powiedzieć? Pomyślałam zniecierpliwiona. Znalazł skrzata w klasie biologicznej, czy coś? Zamordował kogoś?
- Lubisz czytać kryminały? - spytał niewinnie, jednak oczywiste było, że mnie sprawdzał. Uniosłam pogardliwie jedną brew. "Serio?! Natanielu? Serio?" Pisnęła moja ukochana bogini.
- Uwielbiam czytać książki, kryminały nie są wyjątkiem. Po co mnie o to pytasz? - Prawie warknęłam, przymrużając przy tym powieki. Błagam, nie mów mi że...
     - To ty jesteś D.J.E White, prawda? Ta tajemnicza autorka serii kryminałów "Czarna róża"! - krzyknął znienacka, a mnie serce się zatrzymało. Zakrztusiłam się własną śliną i zaczęłam głośno kaszleć. W płuca wbiły mi się tysiące gwoździ.
- Co? Oczywiście, że nie! - pisnęłam.
- To ty, prawda? - wykrzyczał. Na buzi malowała mu się totalna adoracja w moją stronę. Zakręciło mi się w głowie.
- Mylisz się, naprawdę, nie wiem nawet kim jest ta kobieta - odpowiedziałam, podnosząc się przy tym z krzesła. W moich oczach lśniła panika. Chciałam teraz siarczyście przekląć, ale z krtani nie chciało mi wyjść nic oprócz mało przekonującego, piskliwego jęku.
- Mam wszystkie twoje książki! - "A ten nadal swoje..." Główny gospodarz znienacka zaczął trajkotać jak najęty, a mi, co najgorsze, sprawiło to nawet przyjemność! Zarumieniłam się delikatnie, ale zaraz potem odzyskałam trzeźwość i ponownie zaczęłam się z nim wykłócać, co i tak było już bez sensu.
     - Debra, jesteś tu?
    Dopiero kiedy ktoś powoli otworzył drzwi, ja oraz blondyn zamilkliśmy jak zaczarowani i z oczami jak spodki zwróciliśmy wzrok na framugę zza której wystawała brązowa czupryna wysokiego nastolatka. Z początku nie pojęłam kim jest, lecz zaraz potem dostałam oświecenia. Kentin!!
- Przeszkadzam wam? - zapytał znudzony. - Nat, przyszedłem tu po to zwolnienie które miałeś mi... 
- Kentin! - Popatrzyłam się na zdezorientowanego szatyna jak na ostatni cud świata. Nim mógłby cokolwiek odpowiedzieć uśmiechnęłam się krzywo i doskoczyłam do niego, łapiąc go za łokieć. Widać, że nie rozumiał o co mi chodzi. Nataniel też zerknął na mnie jak na wariatkę.
- Znalazłeś to o co cię prosiłam?! - zapytałam, udając przy tym serdeczność. Moja bogini cmoknęła z dezaprobatą.
- Co?...
- Czyli jednak! - przerwałam mu. Blada jak kartka papieru spojrzałam na niego wymownie, po czym spróbowałam wyciągnąć go na zewnątrz. Na początku się wahał ale potem zaczął się poddawać. - Nataniel, pogadamy później! - zaszczebiotałam, gdy udało mi się wyszarpać Kentina na korytarz. Blondyn jednak nie odezwał się w ogóle, był chyba zbyt zdziwiony aby cokolwiek z siebie wydusić.
     Za ulgą zatrzasnęłam więc granatowe skrzydło i nie puszczając chłopaka zaczęłam go ciągnąć z powrotem na drugie piętro.
- Możesz mi wyjaśnić co robisz? Miałem odebrać moje zwolnienie. Za niedługo mam trening. - mruknął zimno, dając popychać się jakby był szmacianą lalką. 
- Uratowałeś mi życie... - odparłam. Ostrożnie zaczęłam spowalniać krok.
- Nie żebym miał taki zamiar. - szepnął beznamiętnie.
- Wiem, wybacz. 
    - To powiesz mi chociaż coś?
- Moro już dawno wyszło z mody jeśli chcesz wiedzieć. -powiedziałam wymijająco. W moim głosie czaiła się żartobliwość, której on jednak nie wyczuł.
- Ha. Ha. Ha. - mruknął, wchodząc ze mną na stopnie.

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! A tak na poważnie rozdział był no.... SUPER ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce już next. Nie mogę sie doczekać pozdrawiam i życze wenty

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, nie tego się spodziewałam XD Szok totalny :P Nie moge sie przestać smiać, a wyobrażenie Natha .... Ha bezcenne <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm. Super. Ja chcę jeszcze więcej. Po prostu extra :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam że miałam zajrzeć na twojego bloga.....trochę długo z tym zwlekałam ale zacznę czytać teraz....jeszcze chyba nawet 1 rozdziału nie przeczytałam i już się za to zabieram ^,^

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Jestem niemiłosiernie ciekawa następnego.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń