środa, 3 czerwca 2015

Rozdział czwarty: zawartość spożyć do wyznaczonej daty przyzwoitości.

" Jeżeli miłość twoja nie ma żadnych szans, powinieneś zamilknąć, bo nie należy mieszać miłości z niewolnictwem serca. Miłość, która prosi, jest piękna, ale ta, która błaga, jest uczuciem lokajskim. "

~ Z dedykacją dla Li Juli, Esthy, Kociary oraz wszystkich fanek Lysandra.
(plus Mizuki która pomogła i zmotywowała mnie do pisania tego rozdziału)
     - Czy cię szukałam? - warknęłam pogardliwie. Z miną nie wyrażającą litości stanęłam przed czerwonowłosym, oparłam się ręką o ścianę tuż obok jego ramienia i nachyliłam się ku jego twarzy z morderczym wzrokiem. Widząc mnie Kas nie mógł powstrzymać złośliwego chichotu i choć jego wzrok nie wyrażał ani cienia skruchy ja zamierzałam dopiąć swego. - Oczywiście, że cię szukałam. Pamiętasz to? - spytałam ironicznie, odchylając szyje na tyle, by można było na niej zauważyć pudrowo różowy ślad, który zostawił mi w nocy, gdy byłam kompletnie bezbronna. - Co ci przyszło do tej bezmyślnej pały, żeby zrobić mi malinkę? - dodałam sycząc gorzej niż rozjuszony wąż. Byłam pewna, że jeszcze trochę i zacznę pluć jadem. Okej... spokojnie Debro White. Miałaś być absolutnie spokojna, bez urządzania scen na środku szkoły pierwszego dnia, kłótni i bójek!
- Co ci jest mała, że się tak spinasz? To był tylko taki mały żarcik. - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem na ustach. W pełni rozluźniony nachylił się lekko, zbliżając swoją twarz do mojej. Widząc ten jego zadarty nos zaledwie piętnaście centymetrów od mojego, odruchowo cofnęłam się o krok, marszcząc przy tym brwi. Kastiel rzecz jasna uznał to za swoją małą wygraną. Przechylił bok w prawo i oparł na swoim biodrze otwartą dłoń.
- Żarcik hę? Jakoś te twoje żarty nie bawią nikogo. Powinnam ci teraz dać w pysk wiesz? Nigdy więcej nie wjedziesz do mojego domu. - powiedziałam stanowczo. Chłopak słysząc mnie nie przestawał unosić kącików ust. Szybko przekroczył dzielącą nas odległość, po czym złapał mnie za poliko boleśnie je szczypiąc. - Ała! - jęknęłam łapiąc się za piekące miejsce.
- Ja jestem innego zdania rudzielcu... - wyszeptał, po raz kolejny dziś muskając moją szyje czubkiem nosa. Momentalnie chciałam się wycofać ale nastolatek skutecznie złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Po tym wyczynie jakby było mu mało, złapał mnie pod pachami i przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Przez kilka sekund mój mózg nie mógł nadążyć za przebiegiem zdarzeń, lecz kiedy wreszcie zrozumiałam co się dzieje z całych sił zaczęłam walić Kastiela pięściami w plecy. Co on wyprawia?!
- Puszczaj zboczeńcu! - wrzasnęłam.
- Pyskate dziewczyny nie mają prawa głosu. - odparł.
- Wal się! Ratunku!! Ktokolwiek?! - pisnęłam, wciąż waląc go w plecy, co niestety nie mogło się równać z jego rękami przytrzymującymi mnie za tyłek. - Nataniel!! - huknęłam ostatkiem sił. - Nataniel!!! - wrzasnęła na całą parę. Nie było możliwości, by po tym wrzasku pan gospodarz nie wyszedł, żeby sprawdzić co się dzieje i rzeczywiście...
     - Co się tu dzieje? - Kiedy już straciłam wszelką nadzieje na pomoc a moja osoba i najwyraźniej świetnie bawiący się Kastiel stały się tymczasową sensacją na korytarzu, znikąd złota czupryna chłopaka pojawiła się przed połową mojego bezwładnie zwisającego ciała. Na początku udało mi się zauważyć jedynie jego wypastowane buty, ale kiedy podparłam się łokciami i spojrzałam na jego bursztynowe tęczówki, z wysiłkiem powstrzymałam się od wyciągnięcia do niego rąk, jak małe dziecko proszące o cukierka.
- Nataniel! On chcę mnie zgwałcić! - jęknęłam.
- Co?... Ale jak to? - spytał czerwieniąc się.
- Zaniesie mnie w krzaki i zgwałci! Pomóż mi! - I tak wreszcie wykonałam ten głupi gest rękami, rzeczywiście przypominając małego bachora z krokodylimi łzami w swych brązowych oczętach. Nataniel oczywiście nie wziął mnie za to na ręce ale od razu poważniejąc wyprzedził Kastiela i prawdopodobnie zagrodził mu drogę, bo ten prychając zatrzymał marsz.
      - Co ty wyprawiasz? Puść ją natychmiast! - zarządał blondyn surowym tonem. W tej chwili uścisk buntownika na moim tyłku stał się jeszcze bardziej irytujący. Wierzgając nogami jak głupia czekałam aż w końcu zostanę uwolniona, lecz ta chwila nie nadchodziła. Załamana pozwoliłam siłą ponownie opuścić moje ciało. Z ostrym wkurzeniem wymalowanym na twarzy, warknęłam pod nosem wiązankę przekleństw, po czym ostatni raz przywaliłam Kastielowi i zamilkłam.
- Ani mi się śni panie srajtanielu. - odparł. Zachichotałam cicho... srajtaniel, dobre przezwisko. Pomyślałam, wracając do desperackich prób ucieczki, tym razem szczypiąc go w skórę na kręgosłupie.
- Czemu męczysz nową uczennice jej pierwszego dnia? Powinna od piętnastu minut być w klasie! - warknął Nat. Spojrzałam na mój zegarek. Szlag! Ma racje! Zaczęłam dźgać Kastiela palcem.
- Nie każdy żyje samym wkuwaniem na blachę jak ty. Daj mi po prostu spokój i wróć do nory, gdzie twoje miejsce. - odparł czerwonowłosy. Westchnęłam ciężko. Ile ma trwać ta rozmowa? Ja chcę zejść do kurwy nędzy!
- Kastiel puść mnie albo nie ręczę za siebie! - wrzasnęłam po raz kolejny. Z wysiłkiem wspięłam się na tyle, by złapać go za kołnierz i za niego pociągnąć. Niestety nie wystarczająco mocno... to wszystko wina tej ramioneski! Śliska jest!
- Puść ją natychmiast albo zawołam dyrektorkę!
- Wal się ty i ta twoja zapyziała baba ze swoim futrzakiem.
- Co powiedziałeś dupku?
- To co słyszałeś cizio bez jaj! - Prychnęłam. Normalnie aż ręce opadają... co to za szkoła pełna idiotów? Ja chce do domu!
     - Kastiel czemu nie puścisz tej dziewczyny i odpuścisz chociaż raz? - Nowy, nieznany mi głos przyłączył się do konwersacji, sprawiając, że po momentach długiego zażenowania, znów nabrałam nadziei na wolność i zaintrygowana wytężyłam słuch, chcąc zrozumieć kim jest tajemniczy, trzeci rozmówca.
- Odczep się Lys, to moja sprawa co robię. - odpowiedział mu Kastiel, choć jego ton nieco zelżał. A to ci nowość. Jest ktoś kto uspokaja jego temperament? Chce go poznać! Zaczęłam się wiercić, w prawo i w lewo, starając się jakkolwiek dojrzeć posiadacza, tego niezwykle interesującego głosu, którego dźwięki przynosiły mi na myśl skrzypce w klasycznym duo z fortepianem.
    Po paru nieudanych próbach usłyszałam westchnięcie Nataniela i to jak powoli podchodzi do kogoś, klepiąc go po ramieniu. "Jeśli ty go nie przekonasz to nowa uczennica, pewnie nie wróci więcej do szkoły... proszę zrób coś." wyszeptał. Potem z tym słowami, wypełniającymi porozumiewawczą ciszę na korytarzu, oddalił się i skierował swój krok z powrotem do pokoju gospodarzy. Gdy zerknęłam na niego ostatni raz, on uśmiechnął się do mnie szczerze. Widać, że pokładał wszystko w tym niejakim Lysie. Mam nadzieje, że to nie pic na wodę.
- No to jak zamierzasz mnie przekonać? - powiedział Kastiel. Miałam wielką ochotę zadać to same pytanie, ale dobrze, że w miarę szybko się powstrzymałam. Wsłuchana w rozmowę zaczęłam rysować przypadkowe litery na jego skórzanej kurtce.
- W żaden konkretny sposób, proszę cię tylko żebyś ją puścił, bo potrzebuje cię w sprawie tej piosenki o której rozmawialiśmy wczoraj, a nie sądzę, że granie na gitarze elektrycznej jest możliwe z niewiastą na ramieniu. - Niewiasta? Gitara elektryczna? Piosenka? Czy ja dobrze słyszę? Zaciekawiona zaprzestałam mojego dotychczasowego zajęcia.
- Serio? Teraz? Nie możemy się tym zająć później?
- Potem mam egzamin z języków obcych, więc odpada.
- Ech... no dobra.
      I stał się cud na ziemi! Ciepła dłoń chłopaka wreszcie odkleiła się od miejsca w którym na pewno nie miała prawa być, po czym ostrożnie zostałam przeniesiona na pierś buntownika i postawiona na twardej ziemi. Widząc nadal uśmiechniętą twarz Kastiela bez zastanowienia odskoczyłam o parę metrów tym samym wpadając w ramiona kogoś innego. Zdezorientowana nie zauważyłam nawet jak dwie zgrabne dłonie przytrzymały mnie przed upadkiem na glebę, a stopy odziane w czarne, wysokie buty na nikłym obcasie okazały się sprawcą mojego potknięcia. Przełknęłam głośno ślinę. Cichę "dzięki" było jedynym co zdołałam z siebie wydusić, gdy uniosłam podbródek do góry.
     Nade mną stał najbardziej niesamowity chłopak jakiegokolwiek miałam szanse napotkać w moim krótkim życiu: Ubrany był w płaszcz à l'francaise z długimi połami wyciętymi z tyłu, oraz elegancką kamizelką posiadającą cztery rzędy złotych guzików. Pod płaszczem nosił białą koszulę z ciasnymi rękawami oraz wysokim kołnierzem, na którym zapiął elegancki żabot z czasów czysto wiktoriańskich. Cały strój miał również przyozdobiony gdzie nie gdzie zielonymi nićmi upiększającymi całość tak, że w blasku lamp praktycznie lśnił. Do tego, na nogi włożył luźne spodnie do łydek, a pod nimi już wcześniej zauważone przeze mnie eleganckie obuwie z zielonymi zdobieniami, idealnie komponujące się z kompletem. Jego twarz była nieskazitelna, bez żadnych skaz, blada i z mocnymi rysami. Oczy miał w dwóch kolorach: płynnego złota oraz wiosennej trawy, a włosy sięgające po jednym boku żuchwy, po drugim ramion, z tej dłuższej strony zmieniały się w głęboką czerń, choć cała reszta była biała jak świeżo opadnięty śnieg... jednakże... te oczy. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w błyszczące tęczówki nieznajomego, z sercem którego ruchy przyśpieszały niebezpiecznie co sekundę. Przepiękne, pomyślałam z zachwytem. To przecież anioł, a nie człowiek.
     Nagle z transu wyrwał mnie chrząkający Kastiel.
- Przepraszam, że wyrywam cię od rozbierania wzrokiem mojego przyjaciela, ale tkwisz w jego uścisku od dobrych pięciu minut. Nie śpieszyło ci się przypadkiem na lekcje? - warknął, stukając palcem w niewidzialny zegarek na swoim nadgarstku. Gwałtownie się opamiętałam. Boże co za wstyd! Z gorącą twarzą podziękowałam białowłosemu za pomoc, po czym wstałam wreszcie o własnych siłach.
- Przepraszam... ja... - wydukałam z siebie, wbijając wzrok w szkolne szafki. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przepraszaj, gadanie bredni to ostatnio stałe hobby Kastiela. - odparł spokojnym tonem. Pokiwałam milcząco głową. - Jak masz na imię? - dodał z cieniem zaintrygowania, które ujarzmił delikatnym pomrukiem.
- O nie, znowu się zaczyna. - jęknął Kas.
- Jestem Debra, miło mi cię poznać. - odparłam. Widać, że jak połowę dziś poznanych przeze mnie osób i jego zdziwiło moje imię, lecz szybko to ukrył po raz kolejny obdarzając mnie roztapiającym lodowce uśmiechem. Nagle jednak... jakby nigdy nic ujął moją lekko drżącą dłoń, przyciągnął ją do siebie i znienacka złożył na niej cień pocałunku, muskając delikatnie wargami, jak skrzydłami motyla moją rozgrzaną skórę.
- Ohyda! - skomentował Kastiel, lecz ja jedynie zarumieniłam się zażenowana. Co to ma być? Staroświeckie powitanie?
- Jestem Lysander, mi również niezmiernie miło cię poznać Debro. - wyszeptał, po czym ostrożnie zostawił moją rękę, tym samym prostując plecy. - Kastiel musimy porozmawiać. - stwierdził poważnym tonem.
- Wiedziałem, że to powiesz. - Lysander ponownie odwrócił się do mnie. - Wybacz ale musimy cię teraz opuścić. Mam nadzieje, że spotkamy się znów jak najszybciej. - wyszeptał, po czym żwawym krokiem doszedł do czerwonowłosego, którego złapał za ramię i z niezbyt przyjemnym wzrokiem zaciągnął gdzieś po za zasięgiem mojego wzroku.
- Widzimy się potem mała! - Zdołał jeszcze krzyknąć buntownik.
      Nie wiedziałam zbytnio co ze sobą zrobić. Gdy zauważyłam, że moja dłoń wciąż wisi w powietrzu zawstydzona gwałtownie opuściłam ją w dół.
- Co się właśnie stało? - spytałam samą siebie, wracając wręcz pijanym krokiem do pokoju gospodarzy, by odebrać mój pozostawiony na pastwę losu plecak...
~*~
     - Klasa sto sześć b, klasa sto sześć b... - mruknęłam spoglądając ostrożnie, to na kolejną pare drzwi, to na skrawek papieru w mojej dłoni. Gdzie ja tak w ogóle jestem? Zgubiona w czeluściach drugiego piętra liceum, podrapałam się z tyłu głowy i jeszcze raz porównałam moje położone do misternej mapki jaką aktualnie posiadałam i która do niczego mi nie była potrzebna. - to powinno być tu! - jęknęłam i rozglądnęłam się niepewnie. Na mojej prawicy stała klasa sto siedem a, na mojej lewicy klasa sto pięć c i żadnego śladu po sto sześć b. Co to kurwa za labirynt fauna?! Nigdy w życiu nie odnajdę mojej klasy, prędzej zje mnie troll!
- Pierdol się szkoło. - warknęłam pod nosem. Ostatni raz popatrzyłam na kwitek, po czym po prostu zmięłam go w kulkę i rzuciłam sobie za plecy, dramatycznym gestem. Nie miałam zamiaru mówić nikomu, że nie uczęszczam na zajęcia z powodu mojej nieporadności oraz braku orientacji w terenie. Albo znajdę teraz tą klase albo przefarbuje się na blond, jak nic!
     Z czujnym spojrzeniem, jeszcze raz wznowiłam swój marsz, obracając głowę przy każdej klasie jaką napotkałam. Sto cztery b, sto dwa a, sto trzy c... nigdzie śladów po tym czego szukałam. I tak w bardzo intelektualny sposób zrobiłam kolejne kółko po którym miałam już wszystkiego dość. Ze zgorzkniałą miną podeszłam więc do dużego okna na końcu korytarza i przylepiłam się do niego nosem. Zrezygnowana westchnęłam ciężko, masując przy tym obolały kark. Na dworze panowała kompletna wichura, z drzew zrywały się liście tańczące razem kroplami deszczu. Chmury co jakiś czas pomrukiwały złowieszczo a srebrne volvo stojące na parkingu wydawało się trząść z zimna. Pogoda perfekcyjna dla mojego humoru, pomyślałam dotykając dłonią lodowatej szyby.
      - Hej! Nie dotykaj tych okien! - Głośny pisk sprawił, że jak pchła odskoczyłam od szkła i z oczami wielkości talerzy obróciłam się do tyłu. - Ktoś ty?! - zaskrzeczała niska szatynka o błękitnych oczach. Ubrana w morski sweterek, białą koronkową spódnicę na tyłku, kremowe kozaki i pare sztucznych kwiatów wpiętych w średniej długości warkocz, od razu nie przypadła mi do gustu, a szczególnie ton jakim do mnie mówiła, przypominający kobietę po latach krzyków w operze mydlanej. Zmarszczyłam brwi z pogardliwym uśmiechem, na bladych i spierzchniętych ustach.
- Ty pewnie jesteś Melania. - powiedziałam, podpierając się na boku. Słysząc swoje imię, dziewczyna zbiła się lekko z tropu.
I tak skończyliśmy czwarty rozdział xD Normalnie sama się śmiałam, gdy pisałam pierwszą część rozdziału. Nataniel na nic się nie zdaje, kiedy do pomocy może przybyć Lysiek, nie? Mam nadzieje, że się wam podobało i jak zawsze zapraszam was serdecznie do komentowania oraz krytykowania. Pozdrawiam was serdecznie i co... no ten. Widzimy się w następne notce :*

7 komentarzy:

  1. Bomba ten rozdział:-) , jak z resztą wszystkie Twoje rozdziały są super fajne , pozdrawiam i życzę weny, nie mogę się już doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za dedykację :D Rozdział supcio. Akcja w której poznaje Lysia bezcenna. Już chcę nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku dzoekuje za dedykacje! <3 Kass jak zwykle... Powazna rozmowa z Lysiem? Co sisie szykuje !!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, kocham twojego bloga *.* z niecierpliwością czekam na next :))

    OdpowiedzUsuń
  5. LYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYSIUUUU <3 *EPILEPSJA SERCA* Emi spokój!
    -*-
    Dobra już się uspokoiłam. Opisałaś tutaj Lysia, po prostu się rozpływam. Jako, że jestem mega za Lysem to rozdział podbił moje serduszko :3. Świetnie napisane. Nic dodać, nic ująć!

    OdpowiedzUsuń
  6. JAK KASTIEL MÓGŁ PRZERWAĆ W TAKIRJ CHWILI?!?!?! NIE NIE NIE Opis lyśka cudowny ❤

    Zapraszam też do mnie
    sallywaynesweetcrush. blogspot.com

    OdpowiedzUsuń