- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? Czemu nie jesteś na lekcjach? - warknęła. Pod pachą trzymała plik dokumentów, a policzka miała blado zaróżowione jakby jeszcze kilka chwil wcześniej myślała o czymś niezwykle przyjemnym. Zmarszczyłam brwi. Co ona sobie wyobrażała, by odzywać się do mnie takim tonem? Czy ja wyglądałam jak szmata do podłogi? Nie pozwolę sobą pomiatać i to jeszcze przez jakąś elegancką paniusie, która myśli, że jest nie wiadomo kim!
- Skarbie... - powiedziałam nonszalanckim tonem, specjalnie przeciągający przy tym ostatnią część zdania. Oparłam się łokciem o zimny, plastikowy parapet po czym z rozbawieniem zaczęłam okręcać sobie wokół palca jeden z dłuższych kosmyków obok mojego ucha. - Czy ja ci wyglądam na twoją siedmioletnią siostrzyczkę? - spytałam łobuzersko uśmiechnięta. Perfekcyjnie ukrywałam irytacje, zachowując lekki stan ducha, jednak w głowie już stosowałam na niej jeden z chwytów karate które widziałam niedawno w telewizji...
- Uważaj lepiej co mówisz! - pisnęła oburzona. - Jestem zastępcą głównego gospodarza! - dodała dumnie. Podniosłam brwi do góry i zaprzestałam dotychczasowej czynności. Zbita z tropu podrapałam się po nosie, po czym przewróciłam oczami.
- Nataniela? - rzuciłam z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Tak jego! - warknęła. Kiedy konwersacja przeskoczyła na temat blondyna, mięśnie ramion Melanii widocznie się napięły. Stała się bardziej czujna, nerwowa... wręcz tryskała jadem na pięć kilometrów. Westchnęłam. Już rozumiałam o co chodziło wcześniej tamtej buntowniczej trójcy, ta niziutka szatynka rzeczywiście zachowuje się jak ostatnia suka...
- Hej! - Dopiero po chwili zauważyłam, że paplała jak najęta, kiedy ja rozmyślałam sobie o różnych rzeczach. Stanowczym tonem jej więc przerwałam, unosząc przy tym dłoń. - Mam do ciebie ważne pytanie i chcę żebyś mi na nie szczerze odpowiedziała, rozumiesz? - spytałam poważnie.
- Nie rozkazuj mi!
- Rozumiesz?! - powtórzyłam. Gdy usłyszała że podnoszę głos, delikatnie się opanowała. Chrząknęła i wzięła porządny wdech.
- O co ci chodzi? - spytała cicho oraz mocno podejrzliwie. Nawet zmrużyła przy tym oczy, co szczerze uznałam za dziecinne.
- Czemu się tak zachowujesz? Pytam bo raczej nic nie zrobiłam i nawet nie zdążyłam przeprosić. Jeśli uraziło cię to, że dotykałam okten wystarczy powiedzieć a nie się bulwersować! - Wyrażając to jak bardzo interesuje mnie odpowiedź, skrzyżowałam ręce pod piersiami i przechyliłam głowę na bok, w pytającym geście.
- Ja... - Dziewczynę wyraźnie zatkało. Rozchyliła delikatnie usta i wybałuszyła oczy. Zadowolona zauważyłam, że mocno się zawstydziła, ukazując na twarzy soczyste, purpurowe rumieńce. - Przepraszam. - wyszeptała skruszona. Wbiła wzrok w ziemię i splotła ze sobą krótkie oraz brzoskwiniowe palce. Jej zachowanie znikąd diametralnie się zmieniło. - Przepraszam... - wychlipała.
Nagle zaczęła drżeć. Kolana jej zmiękły, po czym z cichutkim jękiem osunęła się na podłoże, wybuchając płaczem.
- Ej! Co jest?! - spytałam. Przestraszona rzuciłam się w jej stronę, kucnęłam zaraz obok i opiekuńczo położyłam jej dłoń na ramieniu. Płakała głośno. Barki podskakiwały jej przy każdym gwałtownym oddechu. Musiałam przeczekać dobre pięć minut nim wreszcie zaczęła się uspokajać i z czkawką spojrzała na mnie jak na jej jedynego powiernika.
- Ostatnio mam dużo problemów na głowie. Chłopak w którym się zakochałam mnie odrzucił, stopnie mi się pogorszyły, ludzie się ze mnie śmieją... nie chciałam na ciebie nakrzyczeć, ale jest mi źle i strasznie łatwo się denerwuje. - Właśnie widzę, pomyślałam, lecz tak naprawdę zrobiło mi się trochę żal Melanii. Z pokrzepiającym uśmiechem poklepałam ją po plecach i ostrożnie przetarłam jej łzy wyblakłym rękawem.
- Na pewno jesteś wystarczająco silną dziewczyną, by to przeboleć. No już. Wstawaj! - powiedziałam łapiąc ją za dłoń. Nadal czkając pokiwała głową i niezdarnie podniosła się z podłogi. Gdy tylko stanęłyśmy na równych nogach, znienacka przytuliła mnie delikatnie, chowając przy tym twarz w moim biuście. Nareszcie przestała drżeć. Z ulgą pogłaskałam ją po głowie chichotając, przez narastające uczucie łaskotek na piersi.
- Melanio pomożesz mi? - spytałam niepewnie, kiedy ramię w ramię, kierowałyśmy się w nieznaną stronę.
- Pewnie, w końcu jestem ci winna przysługę... właściwie, to jak ty się nazywasz? - Mówiąc, jej polika po raz kolejny uroczo się zarumieniły. Doprawdy... nie wiem kto ją odrzucił ale gdybym była facetem to sama bym ją zaprosiła na randkę, jest taka słodziutka. Kto nie lubi takich dziewczyn jak ona?!
- Jestem Debra White, jednak możesz mi mówić Jessica. To moje drugie imię i jestem z nim w o wiele lepszych stosunkach. - "Stosunkach" zaśmiałam się cicho pod nosem. Gdyby Kastiel mnie słyszał, znów powiedziałby, że jestem zboczona. Ale ja nie jestem zboczona! Mam tylko kosmate myśli, od czasu do czasu...
- Miło mi cię poznać Jess, serio. - powiedziała uśmiechnięta. - A teraz powiedz, jaki jest twój problem? - dodała zaciekawiona.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie jest klasa pięćdziesiąt c? - zadałam pytanie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Mój zegarek wskazywał godzinę, za dziesięć dziewiątą, nie było więc sensu prosić ją o zaprowadzenie mnie do poprzedniej klasy na dziesięć minut, tylko po to by wtargnąć do niej jak idiotka. Z tego co pamiętałam to w sali 50c będę miała za chwilę muzykę, a to jest przedmiot którego nie mogę przegapić pod żadnym pozorem. Gdybym tylko odnalazła moją kartkę! Desperacko rozglądnęłam się na boki, lecz po kwitku zaginął jakikolwiek ślad, zupełnie jakby ktoś go porwał.
- Klasa pięćdziesiąt c? Jest po prawej na samym początku parterowego korytarza. Szukałaś jej? - spytała. Swoje dokumenty przyciągnęła mocniej do piersi i z uśmiechem przechyliła tułów do przodu, żeby móc spojrzeć na mnie w pełnej krasie. Zażenowana odwróciłam wzrok od jej lazurowych oczu. Z krzywym grymasem pokiwałam głową, pomijając wątek o opuszczonej wcześniej lekcji literatury i przyśpieszyłam kroku.
- Dzięki... - mruknęłam niewyraźnie.
- Nie masz za co dziękować. Ja już będę się zbierać ale może spotkamy się na przerwie? Oczywiście jeśli chcesz. - Dyskretnie rozbawiona patrzyłam jak twarz Melanii przybiera w różnych częściach konwersacji, co raz to inne barwy czerwieni, szkarłatu oraz różu. Nagle jednak, zaczęła się dziwnie niecierpliwić i gdy przystanęłyśmy przed schodami schodzącymi na parter, już przeskakiwała nerwowo z stopy na stopę. Ileż ona ma energii?
- Spoko, może przed pokojem gospodarzy?
- Jak dla mnie super, to widzimy się za godzinę! - zaszczebiotała. Szybko sięgnęła barierki i szczęśliwymi skokami zniknęła mi z oczu. Westchnęłam ciężko. Jako, że brakowało jeszcze pięć minut, znudzona postanowiłam oprzeć się o ścianę i poczekać...
- Na pewno jesteś wystarczająco silną dziewczyną, by to przeboleć. No już. Wstawaj! - powiedziałam łapiąc ją za dłoń. Nadal czkając pokiwała głową i niezdarnie podniosła się z podłogi. Gdy tylko stanęłyśmy na równych nogach, znienacka przytuliła mnie delikatnie, chowając przy tym twarz w moim biuście. Nareszcie przestała drżeć. Z ulgą pogłaskałam ją po głowie chichotając, przez narastające uczucie łaskotek na piersi.
- Melanio pomożesz mi? - spytałam niepewnie, kiedy ramię w ramię, kierowałyśmy się w nieznaną stronę.
- Pewnie, w końcu jestem ci winna przysługę... właściwie, to jak ty się nazywasz? - Mówiąc, jej polika po raz kolejny uroczo się zarumieniły. Doprawdy... nie wiem kto ją odrzucił ale gdybym była facetem to sama bym ją zaprosiła na randkę, jest taka słodziutka. Kto nie lubi takich dziewczyn jak ona?!
- Jestem Debra White, jednak możesz mi mówić Jessica. To moje drugie imię i jestem z nim w o wiele lepszych stosunkach. - "Stosunkach" zaśmiałam się cicho pod nosem. Gdyby Kastiel mnie słyszał, znów powiedziałby, że jestem zboczona. Ale ja nie jestem zboczona! Mam tylko kosmate myśli, od czasu do czasu...
- Miło mi cię poznać Jess, serio. - powiedziała uśmiechnięta. - A teraz powiedz, jaki jest twój problem? - dodała zaciekawiona.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie jest klasa pięćdziesiąt c? - zadałam pytanie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Mój zegarek wskazywał godzinę, za dziesięć dziewiątą, nie było więc sensu prosić ją o zaprowadzenie mnie do poprzedniej klasy na dziesięć minut, tylko po to by wtargnąć do niej jak idiotka. Z tego co pamiętałam to w sali 50c będę miała za chwilę muzykę, a to jest przedmiot którego nie mogę przegapić pod żadnym pozorem. Gdybym tylko odnalazła moją kartkę! Desperacko rozglądnęłam się na boki, lecz po kwitku zaginął jakikolwiek ślad, zupełnie jakby ktoś go porwał.
- Klasa pięćdziesiąt c? Jest po prawej na samym początku parterowego korytarza. Szukałaś jej? - spytała. Swoje dokumenty przyciągnęła mocniej do piersi i z uśmiechem przechyliła tułów do przodu, żeby móc spojrzeć na mnie w pełnej krasie. Zażenowana odwróciłam wzrok od jej lazurowych oczu. Z krzywym grymasem pokiwałam głową, pomijając wątek o opuszczonej wcześniej lekcji literatury i przyśpieszyłam kroku.
- Dzięki... - mruknęłam niewyraźnie.
- Nie masz za co dziękować. Ja już będę się zbierać ale może spotkamy się na przerwie? Oczywiście jeśli chcesz. - Dyskretnie rozbawiona patrzyłam jak twarz Melanii przybiera w różnych częściach konwersacji, co raz to inne barwy czerwieni, szkarłatu oraz różu. Nagle jednak, zaczęła się dziwnie niecierpliwić i gdy przystanęłyśmy przed schodami schodzącymi na parter, już przeskakiwała nerwowo z stopy na stopę. Ileż ona ma energii?
- Spoko, może przed pokojem gospodarzy?
- Jak dla mnie super, to widzimy się za godzinę! - zaszczebiotała. Szybko sięgnęła barierki i szczęśliwymi skokami zniknęła mi z oczu. Westchnęłam ciężko. Jako, że brakowało jeszcze pięć minut, znudzona postanowiłam oprzeć się o ścianę i poczekać...
~☆★☆~
Dopiero kiedy korytarze znów kompletnie opustoszały, a ja stanęłam w zupełnej samotności przed wyznaczoną mi salą, mój mózg zaczął powoli pojmować to jak trudne będzie od dziś moje życie, co nie mało zaczęło mnie martwić. Zestresowana wzięłam następny głęboki oddech. Przyklejona czołem do błękitnych drzwi klasy muzycznej, po raz kolejny wlepiłam spojrzenie w drewno z którego wykonali wszystkie drzwi w szkole i uśmiechnęłam się niemrawo, by dodać sobie otuchy. Zupełnie jak w pierwszej klasie gimnazjum... pomyślałam. Lekko przybladła oraz osłabiona uniosłam dłoń i zgiętymi palcami zapukałam cicho, wyrywając nauczycielkę z omawianej lekcji.
- Zapraszam! - Jej niewyraźny ton dopadł moje uszy z sekundą opóźnienia. Dłonie mi się pociły. Biorąc ostatnią serie szybkich wdechów, chwyciłam gwałtownie metalową klamkę, nacisnęłam ją i popchnęłam ramieniem drzwi, robiąc sobie przejście.
Podłużne lampy z leadami, wiszące w parach na suficie oślepiły mnie momentalnie. Z jękiem zasłoniłam oczy ramieniem, zamknęłam za sobą wrota obklejone różnymi typami papierów oraz kolorowych kwitków i mrugając szybko spróbowałam przyzwyczaić się do światła. Znajdowałam się w dużym pomieszczeniu, pokrytym lawendową farbą. Na podłodze klasa została wyłożona zimnymi płytkami. W prawym kącie tuż za mną stała poniszczona, czarna perkusja, duża szafa na tyłach była zapełniona różnymi instrumentami we wszystkich wielkościach i tonacjach a obok mnie stało podłużne biurko z jasnego drewna, na przeciwko którego rozciągały trzy rzędy podwójnych ławek w śnieżnobiałym kolorze. Siedząca na swoim miejscu pracy kobieta, z szerokim uśmiechem na czerwonych wargach poprawiła swoje okulary, przełożyła nogę na nogę i pomachała mi dłonią z zielonymi paznokciami. Na sobie nosiła miętowy żakiet, długą spódnicę biurową i wysokie buty na obcasie wyłożone wzorem panterki. Od razu mi się spodobała, a najbardziej jej długie, hebanowe loki opadające po plecach miękkimi falami. Odwzajemniłam uśmiech niemrawo. Przerażona również jej pomachałam, starając się nie zwracać uwagi na szeptającą obok klasę.
- Dzień dobry, jestem Debra White, nowa uczennica. - wydukałam. Kiedy to powiedziałam szmery gwałtownie ustały i wszyscy popatrzyli się na mnie zaciekawieni. Nawet pani profesor zilustrowała mnie wzrokiem, jednak po chwili tylko entuzjastycznie klasnęła w ręce i podrapała się po nosie.
- Ach Debra! Mówiono mi o tobie skarbie! Wybierz sobie jakieś miejsce, dobrze? Umiesz może grać na jakimś instrumencie? - spytała. Miała bardzo melodyjny głos a każde wymawiane zdanie wręcz śpiewała, używając przy tym figlarnego sopranu. O to prawdziwy fenomen nauczyciela kochającego to co robi, pomyślałam zachwycona.
- Właściwie, to tylko czasami grywam na skrzypcach, lecz zazwyczaj preferuje śpiewać. - powiedziałam, poprawiając plecak zwisający mi z ramienia. Było gorąco. Czułam jak kropla potu leniwie spływa mi po karku, wsiąkając potem w rozpiętą bluzę. Miałam wielką ochotę otworzyć okno i zażyć trochę świeżego powietrza, ale w miarę szybko się powstrzymałam.
- To może nam coś zaśpiewasz Debro? Co wy na to? - skierowała się do milczących nastolatków a mnie dreszcz przeszedł po linii kręgosłupa. Nikt się nie odezwał, jednak nikt też nie zaprzeczył. Jak wbita w ziemie spojrzałam błagalnie na nauczycielkę.
- Wolałabym nie. - mruknęłam mdławo.
- Och nie bądź taka nieśmiała kochanie, może jak ktoś się do ciebie przyłączy to będzie ci raźniej? Jeden z twoich kolegów świetnie gra na perkusji, nieprawdaż... Alexy? - Brunetka wskazała kogoś palcem. Niechętnie podążyłam za jej dłonią, szybko krzyżując spojrzenie z dość nie typowym nastolatkiem: pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy to jego rozrzucone na wszystkie strony włosy, w kolorze wiosennego nieba, zaraz potem truskawkowe tęczówki, w parzę z pomarańczową kurtką, niebieskim t-shirtem ze znakiem atomu, masą kolorowych pasków na długich, szmaragdowych spodniach i jaskrawo pomarańczowymi tenisówkami. Siedział na krześle po turecku, a w dłoniach spoczywała mu klasyczna, drewniana gitara. Uśmiechał się, choć widać było, że nie śledził naszej rozmowy i kompletnie nie wiedział po co zawołała go kobieta.
- Proszę pani naprawdę wolałabym teraz nie śpiewać... - powiedziałam wpatrując się w Alexiego. Kiedy chłopak wreszcie połapał się o co chodzi jego kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, wprawiając mnie w lekkie otępienie. Nauczycielka westchnęła ciężko.
- No dobrze... ale na następnej lekcji już nie dam ci uciec więc przygotuj się, okej? - ostrzegła mnie tym samym figlarnym tonem. Przewróciłam oczami.
- Dobrze, proszę pani.
- No to teraz wybierz sobie gdzie chcesz siedzieć, a my wracamy do lekcji!
Ze zmarszczonymi brwiami oderwałam się od niebieskowłosego przystojniaka, po czym pozwoliłam oczom prześlizgnąć się po całej klasie, by szybko ocenić stan sytuacji. Miejsc wolnych nie było dużo, bo aż trzy: jedno, znajdowało się obok niskiej szatynki, rozmawiającej o czymś energicznie z białowłosą pięknością z ławki dalej, drugie było na prawicy jakiejś ciemnoskórej nastolatki w berecie, próbującej niechętnie grać na plastikowym flecie za instrukcjami roześmianej brunetki i ostatnie... było centralnie przed siedziskiem Kastiela. Wybałuszyłam oczy. Jak to możliwe, że go wcześniej nie widziałam? Czy byłam tak zestresowana, że po prostu nie zauważyłam jego krwistej czupryny? Buntownik wygiął usta w wywyższającym się uśmieszku i pomachał mi dłonią. Za nim siedział zaciekle piszący w zeszycie Lysander, kompletnie zagłębiony we własnym zajęciu. Zamrugałam szybko powiekami, by upewnić się, że to nie sen... co Kastiel robi w grupie literatyczno-historycznej ja się pytam?! Zszokowana nawet nie zauważyłam jak moje nogi zaczęły się ruszać i po chwili zaprowadziły mnie prosto do tej dziwnej dwójki.
- Lys, obrazisz się jeśli obok ciebie usiądę? - spytałam grzecznie, lecz wzrok miałam zwrócony tylko na zadowolonego z siebie chłopaka w skórzanej ramonesce. Gdy niechętnie zwróciłam się na białowłosego, Lysander jakby wybudził się z transu. Podniósł głowę, po czym zerknął na mnie z tęczówkami wielkimi jak pięciozłotówki. Z początku myślał chyba, że jestem jakąś zjawą, bo nawet nie odpowiedział.
- Lysandrze? - powtórzyłam nie pewnie jego imię. A co jeśli nie chcę, bym z nim siedziała?...
- Hm?... Ach! Przepraszam cię Debro, oczywiście, że możesz usiąść. - rzekł nagle, zatrzaskując z hukiem swój zapisany zeszyt. Mimowolnie podniosłam wtedy brwi widząc jego dziwne zachowanie, jednak po chwili tylko wzruszyłam ramionami, cicho odsunęłam krzesło i usiadłam przy jego boku. Dopiero teraz zauważyłam, że Lys pachnie nieznanym mi typem wody kolońskiej z nutką mięty odbierającej jasność umysłu, ta ciekawa mieszanka była nawet przyjemna, lecz nie obyło się bez kichnięcia... czy dwóch.
- Na zdrowie. - wyszeptał lekko uśmiechnięty. Odwzajemniłam gest.
- Kastiel, co ty tu robisz? - spytałam podejrzliwie, kiedy popatrzyłam się na jego orzechowe oczy.
- Jak to co? - spytał. - udaje, że się uczę, - Prychnęłam pogardliwie, a białowłosy uśmiechnął się pod nosem.
- Pytam co ty TU robisz? W tej klasie, z tą grupą. - nacisnęłam na słowo "tu" tak, że gdyby spisano naszą rozmowę trzeba by było użyć ogromnego markera, by odpowiednio wyrazić jego siłę.
- Debra uważa, że raczej nie wyglądasz na kogoś kto interesuje się literaturą. - dodał Lysander, widząc jak na twarzy Kastiela maluje się ledwie zauważalne zdezorientowanie.
- Dokładnie. - mruknęłam. Nie zrywając kontaktu wzrokowego z czerwonowłosym, ściągnęłam sobie plecak z ramienia, odpięłam zamek i powoli zaczęłam wyjmować na ławkę turkusowy piórnik, parę zeszytów w linie oraz gruby notatnik obłożony szorstkim materiałem w czarno-fioletowych barwach.
- Właściwie to masz racje, nie interesuje mnie to w ogóle ale między kierunkami matematycznymi, biologicznymi albo co najgorsze artystycznymi, ten wydawał mi się najbardziej normalny. - powiedział. Patrząc się na mnie, odwrócił się w naszą stronę i oparł łokcie na mojej części stolika, co było trochę dziwne, bo nauczycielka nawet go za to nie upomniała, choć dobrze widziała jak olewa temat o którym rozmawiała z takim zapałem, że aż przykro się robiło. Podrapałam się za uchem.
- A kierunek muzyczny? Po waszej rozmowie w korytarzu, nie trudno się domyślić, że mógłby do was pasować. - zapytałam, przypominając sobie temat piosenki o którym słyszałam jeszcze niedawno.
- Został zapełniony jeszcze przed końcem wakacji... - wyszeptał Lysander, lecz nie wyglądał na zawiedzionego. Kastiel za to wręcz przeciwnie: jak za dotknięciem magicznej różdżki zrzedła mu mina a szeroki wyszczerz spełzł z twarzy, jakby nigdy nie powstał.
- Przykro mi. - powiedziałam szczerze, widząc jak gaśnie mu dobry humor.
- To tylko głupia szkoła mała, tu nawet na najlepszym kierunku trudno wysiedzieć. - zapewnił mnie łobuzersko. Roześmiałam się cicho. Z przymrużonymi powiekami przewróciłam oczami i oparłam podbródek na ręce. Czy tylko mi się wydaje, czy Kas nie grzeszy za nic chęcią do skończenia szkoły, pójścia na studia i posiadania normalnej pracy? Jak on chcę żyć? Chyba nie myśli, że go żona będzie utrzymywała, jeśli kiedykolwiek ktoś wogóle zechcę takiego gbura. Zachichotałam pod nosem. Ciekawe jak musiałaby wyglądać jego kobieta? pomyślałam. Z łatwością wyobraziłam sobie cycatą blondynę z koszulką "Team Kastiel" biegającą za buntownikiem z chochelką w dłoni. Mogę się założyć, że właśnie tak przedstawiać się będzie jego przyszłość za kilka lat...
- Z czego tak lejesz? - Spytał mój obiekt śmiechu. Zdziwiona zauważyłam, że nawet białowłosy patrzy się na mnie zaintrygowany, gdy ja śmieję się w najlepsze. Gwałtownie umilkłam.
- Zastanawiałam się jakby to wyglądało, gdyby Kastiel musiał grać na flecie. - rzekłam wymijająco, jednak ta wizja również zdała mi się szybko niezwykle zabawna. Lys zaśmiał się dyskretnie. - Może poprosiłabym panią, żebyś zagrał ze mną jakąś piosenkę Beethovena? Co ty na to? - Dodałam figlarnie. Czerwonowłosy na to od razu zmarszczył brwi, jednak gdy już myślałam, że udało mi się go porządnie wkurzyć, jego usta rozciągnęły się w rozbawionym wyrazie.
- Nie obraziłbym się, gdybyś to ty mi zagrała na flecie rudzielcu. - mruknął. Jego brwi zaczęły się głupio podnosić i opadać, przez co mimowolnie parsknęłam śmiechem, choć błyskawicznie pojmując co właśnie powiedział, moja ręka uniosła się, by trzepnąć go w ramię,
- Ohyda! I kto tu jest zboczeńcem, co?
- Ja tylko spytałem, czy mi coś zagrasz zboczuchu - Zaśmiał się, a białowłosy pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.
- Tak jasne, ty chyba bardzo lubisz wkurzać ludzi. - warknęłam. Delikatnie zażenowana otworzyłam piórnik, po czym wyjmując z niego żółty ołówek z różową gumką na czubku, zaczęłam rysować różne bazgroły na okładce zeszytu, leżącego najbliżej mojej dłoni.
- Wiesz... - szepnął do mnie, udając dyskrecje. - ja nie wkurzam ludzi. Ja ich wkurwiam. Ostro - Wytrzeszczyłam oczy. Słysząc lekko zmieniony cytat z pięćdziesięciu twarzy Greya moje policzka zaróżowiły w niekontrolowany sposób.
- Hahaha, widziałeś Lys? pani Debra lubi sobie czasami coś brudnego poczytać. - wyrzucił pomiędzy napadami głupawki Kastiel. Jego reakcja i pytająca mina białowłosego sprawiły, że jeszcze bardziej oblałam się czerwienią.
- Bardzo śmieszne panie Grey - wyszeptałam specjalnie przegryzając przy tym wargę.
- Czy jest coś o czymś nie wiem? - wtrącił się Lys.
- Ależ skąd! - pisnęłam, szczypiąc Kastiela w dłonie...
Podłużne lampy z leadami, wiszące w parach na suficie oślepiły mnie momentalnie. Z jękiem zasłoniłam oczy ramieniem, zamknęłam za sobą wrota obklejone różnymi typami papierów oraz kolorowych kwitków i mrugając szybko spróbowałam przyzwyczaić się do światła. Znajdowałam się w dużym pomieszczeniu, pokrytym lawendową farbą. Na podłodze klasa została wyłożona zimnymi płytkami. W prawym kącie tuż za mną stała poniszczona, czarna perkusja, duża szafa na tyłach była zapełniona różnymi instrumentami we wszystkich wielkościach i tonacjach a obok mnie stało podłużne biurko z jasnego drewna, na przeciwko którego rozciągały trzy rzędy podwójnych ławek w śnieżnobiałym kolorze. Siedząca na swoim miejscu pracy kobieta, z szerokim uśmiechem na czerwonych wargach poprawiła swoje okulary, przełożyła nogę na nogę i pomachała mi dłonią z zielonymi paznokciami. Na sobie nosiła miętowy żakiet, długą spódnicę biurową i wysokie buty na obcasie wyłożone wzorem panterki. Od razu mi się spodobała, a najbardziej jej długie, hebanowe loki opadające po plecach miękkimi falami. Odwzajemniłam uśmiech niemrawo. Przerażona również jej pomachałam, starając się nie zwracać uwagi na szeptającą obok klasę.
- Dzień dobry, jestem Debra White, nowa uczennica. - wydukałam. Kiedy to powiedziałam szmery gwałtownie ustały i wszyscy popatrzyli się na mnie zaciekawieni. Nawet pani profesor zilustrowała mnie wzrokiem, jednak po chwili tylko entuzjastycznie klasnęła w ręce i podrapała się po nosie.
- Ach Debra! Mówiono mi o tobie skarbie! Wybierz sobie jakieś miejsce, dobrze? Umiesz może grać na jakimś instrumencie? - spytała. Miała bardzo melodyjny głos a każde wymawiane zdanie wręcz śpiewała, używając przy tym figlarnego sopranu. O to prawdziwy fenomen nauczyciela kochającego to co robi, pomyślałam zachwycona.
- Właściwie, to tylko czasami grywam na skrzypcach, lecz zazwyczaj preferuje śpiewać. - powiedziałam, poprawiając plecak zwisający mi z ramienia. Było gorąco. Czułam jak kropla potu leniwie spływa mi po karku, wsiąkając potem w rozpiętą bluzę. Miałam wielką ochotę otworzyć okno i zażyć trochę świeżego powietrza, ale w miarę szybko się powstrzymałam.
- To może nam coś zaśpiewasz Debro? Co wy na to? - skierowała się do milczących nastolatków a mnie dreszcz przeszedł po linii kręgosłupa. Nikt się nie odezwał, jednak nikt też nie zaprzeczył. Jak wbita w ziemie spojrzałam błagalnie na nauczycielkę.
- Wolałabym nie. - mruknęłam mdławo.
- Och nie bądź taka nieśmiała kochanie, może jak ktoś się do ciebie przyłączy to będzie ci raźniej? Jeden z twoich kolegów świetnie gra na perkusji, nieprawdaż... Alexy? - Brunetka wskazała kogoś palcem. Niechętnie podążyłam za jej dłonią, szybko krzyżując spojrzenie z dość nie typowym nastolatkiem: pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy to jego rozrzucone na wszystkie strony włosy, w kolorze wiosennego nieba, zaraz potem truskawkowe tęczówki, w parzę z pomarańczową kurtką, niebieskim t-shirtem ze znakiem atomu, masą kolorowych pasków na długich, szmaragdowych spodniach i jaskrawo pomarańczowymi tenisówkami. Siedział na krześle po turecku, a w dłoniach spoczywała mu klasyczna, drewniana gitara. Uśmiechał się, choć widać było, że nie śledził naszej rozmowy i kompletnie nie wiedział po co zawołała go kobieta.
- Proszę pani naprawdę wolałabym teraz nie śpiewać... - powiedziałam wpatrując się w Alexiego. Kiedy chłopak wreszcie połapał się o co chodzi jego kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, wprawiając mnie w lekkie otępienie. Nauczycielka westchnęła ciężko.
- No dobrze... ale na następnej lekcji już nie dam ci uciec więc przygotuj się, okej? - ostrzegła mnie tym samym figlarnym tonem. Przewróciłam oczami.
- Dobrze, proszę pani.
- No to teraz wybierz sobie gdzie chcesz siedzieć, a my wracamy do lekcji!
Ze zmarszczonymi brwiami oderwałam się od niebieskowłosego przystojniaka, po czym pozwoliłam oczom prześlizgnąć się po całej klasie, by szybko ocenić stan sytuacji. Miejsc wolnych nie było dużo, bo aż trzy: jedno, znajdowało się obok niskiej szatynki, rozmawiającej o czymś energicznie z białowłosą pięknością z ławki dalej, drugie było na prawicy jakiejś ciemnoskórej nastolatki w berecie, próbującej niechętnie grać na plastikowym flecie za instrukcjami roześmianej brunetki i ostatnie... było centralnie przed siedziskiem Kastiela. Wybałuszyłam oczy. Jak to możliwe, że go wcześniej nie widziałam? Czy byłam tak zestresowana, że po prostu nie zauważyłam jego krwistej czupryny? Buntownik wygiął usta w wywyższającym się uśmieszku i pomachał mi dłonią. Za nim siedział zaciekle piszący w zeszycie Lysander, kompletnie zagłębiony we własnym zajęciu. Zamrugałam szybko powiekami, by upewnić się, że to nie sen... co Kastiel robi w grupie literatyczno-historycznej ja się pytam?! Zszokowana nawet nie zauważyłam jak moje nogi zaczęły się ruszać i po chwili zaprowadziły mnie prosto do tej dziwnej dwójki.
- Lys, obrazisz się jeśli obok ciebie usiądę? - spytałam grzecznie, lecz wzrok miałam zwrócony tylko na zadowolonego z siebie chłopaka w skórzanej ramonesce. Gdy niechętnie zwróciłam się na białowłosego, Lysander jakby wybudził się z transu. Podniósł głowę, po czym zerknął na mnie z tęczówkami wielkimi jak pięciozłotówki. Z początku myślał chyba, że jestem jakąś zjawą, bo nawet nie odpowiedział.
- Lysandrze? - powtórzyłam nie pewnie jego imię. A co jeśli nie chcę, bym z nim siedziała?...
- Hm?... Ach! Przepraszam cię Debro, oczywiście, że możesz usiąść. - rzekł nagle, zatrzaskując z hukiem swój zapisany zeszyt. Mimowolnie podniosłam wtedy brwi widząc jego dziwne zachowanie, jednak po chwili tylko wzruszyłam ramionami, cicho odsunęłam krzesło i usiadłam przy jego boku. Dopiero teraz zauważyłam, że Lys pachnie nieznanym mi typem wody kolońskiej z nutką mięty odbierającej jasność umysłu, ta ciekawa mieszanka była nawet przyjemna, lecz nie obyło się bez kichnięcia... czy dwóch.
- Na zdrowie. - wyszeptał lekko uśmiechnięty. Odwzajemniłam gest.
- Kastiel, co ty tu robisz? - spytałam podejrzliwie, kiedy popatrzyłam się na jego orzechowe oczy.
- Jak to co? - spytał. - udaje, że się uczę, - Prychnęłam pogardliwie, a białowłosy uśmiechnął się pod nosem.
- Pytam co ty TU robisz? W tej klasie, z tą grupą. - nacisnęłam na słowo "tu" tak, że gdyby spisano naszą rozmowę trzeba by było użyć ogromnego markera, by odpowiednio wyrazić jego siłę.
- Debra uważa, że raczej nie wyglądasz na kogoś kto interesuje się literaturą. - dodał Lysander, widząc jak na twarzy Kastiela maluje się ledwie zauważalne zdezorientowanie.
- Dokładnie. - mruknęłam. Nie zrywając kontaktu wzrokowego z czerwonowłosym, ściągnęłam sobie plecak z ramienia, odpięłam zamek i powoli zaczęłam wyjmować na ławkę turkusowy piórnik, parę zeszytów w linie oraz gruby notatnik obłożony szorstkim materiałem w czarno-fioletowych barwach.
- Właściwie to masz racje, nie interesuje mnie to w ogóle ale między kierunkami matematycznymi, biologicznymi albo co najgorsze artystycznymi, ten wydawał mi się najbardziej normalny. - powiedział. Patrząc się na mnie, odwrócił się w naszą stronę i oparł łokcie na mojej części stolika, co było trochę dziwne, bo nauczycielka nawet go za to nie upomniała, choć dobrze widziała jak olewa temat o którym rozmawiała z takim zapałem, że aż przykro się robiło. Podrapałam się za uchem.
- A kierunek muzyczny? Po waszej rozmowie w korytarzu, nie trudno się domyślić, że mógłby do was pasować. - zapytałam, przypominając sobie temat piosenki o którym słyszałam jeszcze niedawno.
- Został zapełniony jeszcze przed końcem wakacji... - wyszeptał Lysander, lecz nie wyglądał na zawiedzionego. Kastiel za to wręcz przeciwnie: jak za dotknięciem magicznej różdżki zrzedła mu mina a szeroki wyszczerz spełzł z twarzy, jakby nigdy nie powstał.
- Przykro mi. - powiedziałam szczerze, widząc jak gaśnie mu dobry humor.
- To tylko głupia szkoła mała, tu nawet na najlepszym kierunku trudno wysiedzieć. - zapewnił mnie łobuzersko. Roześmiałam się cicho. Z przymrużonymi powiekami przewróciłam oczami i oparłam podbródek na ręce. Czy tylko mi się wydaje, czy Kas nie grzeszy za nic chęcią do skończenia szkoły, pójścia na studia i posiadania normalnej pracy? Jak on chcę żyć? Chyba nie myśli, że go żona będzie utrzymywała, jeśli kiedykolwiek ktoś wogóle zechcę takiego gbura. Zachichotałam pod nosem. Ciekawe jak musiałaby wyglądać jego kobieta? pomyślałam. Z łatwością wyobraziłam sobie cycatą blondynę z koszulką "Team Kastiel" biegającą za buntownikiem z chochelką w dłoni. Mogę się założyć, że właśnie tak przedstawiać się będzie jego przyszłość za kilka lat...
- Z czego tak lejesz? - Spytał mój obiekt śmiechu. Zdziwiona zauważyłam, że nawet białowłosy patrzy się na mnie zaintrygowany, gdy ja śmieję się w najlepsze. Gwałtownie umilkłam.
- Zastanawiałam się jakby to wyglądało, gdyby Kastiel musiał grać na flecie. - rzekłam wymijająco, jednak ta wizja również zdała mi się szybko niezwykle zabawna. Lys zaśmiał się dyskretnie. - Może poprosiłabym panią, żebyś zagrał ze mną jakąś piosenkę Beethovena? Co ty na to? - Dodałam figlarnie. Czerwonowłosy na to od razu zmarszczył brwi, jednak gdy już myślałam, że udało mi się go porządnie wkurzyć, jego usta rozciągnęły się w rozbawionym wyrazie.
- Nie obraziłbym się, gdybyś to ty mi zagrała na flecie rudzielcu. - mruknął. Jego brwi zaczęły się głupio podnosić i opadać, przez co mimowolnie parsknęłam śmiechem, choć błyskawicznie pojmując co właśnie powiedział, moja ręka uniosła się, by trzepnąć go w ramię,
- Ohyda! I kto tu jest zboczeńcem, co?
- Ja tylko spytałem, czy mi coś zagrasz zboczuchu - Zaśmiał się, a białowłosy pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.
- Tak jasne, ty chyba bardzo lubisz wkurzać ludzi. - warknęłam. Delikatnie zażenowana otworzyłam piórnik, po czym wyjmując z niego żółty ołówek z różową gumką na czubku, zaczęłam rysować różne bazgroły na okładce zeszytu, leżącego najbliżej mojej dłoni.
- Wiesz... - szepnął do mnie, udając dyskrecje. - ja nie wkurzam ludzi. Ja ich wkurwiam. Ostro - Wytrzeszczyłam oczy. Słysząc lekko zmieniony cytat z pięćdziesięciu twarzy Greya moje policzka zaróżowiły w niekontrolowany sposób.
- Hahaha, widziałeś Lys? pani Debra lubi sobie czasami coś brudnego poczytać. - wyrzucił pomiędzy napadami głupawki Kastiel. Jego reakcja i pytająca mina białowłosego sprawiły, że jeszcze bardziej oblałam się czerwienią.
- Bardzo śmieszne panie Grey - wyszeptałam specjalnie przegryzając przy tym wargę.
- Czy jest coś o czymś nie wiem? - wtrącił się Lys.
- Ależ skąd! - pisnęłam, szczypiąc Kastiela w dłonie...
WOW, leże i nie wstaje, panie, (Grey) ha ha ha , uwielbiam Twoje opowiadania , pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńCo za cudeńko. Jak zawsze fantastycznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
Panie Grey XD ej no ale bez wiązania jeśli wiesz o co mi chodzi ;D pozdrawiam i czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńMrrr pani White lubi niegrzeczne rzeczy XD padłam i nie wstaje, właściwie to leżę i kwiczę. Chcę nowy rozdział, już!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy rozdział ?!. Mówiłaś że dodasz 19 a tu już jest 24 , trochę się niecierpliwię ale to tylko dlatego że uwielbiam na serio kocham czytać Twoje opowiadania , bo Ty tak niesamowicie piszesz , pozdrawiam i życzę dużo weeeny. z tej strony Agnes
OdpowiedzUsuń